O różnych spojrzeniach na ten sam brak
Wszystko zaczyna się od biegu. Piotr i Jan pędzą do grobu, napędzani niepokojem, nadzieją, a może po prostu czystą, ludzką dezorientacją. Kiedy docierają na miejsce, widzą dokładnie to samo: płótna, pustkę, brak ciała mistrza. I tu wydarza się coś, co jest fundamentem każdej autentycznej drogi – mimo identycznego obrazu przed oczami, każdy widzi co innego. Jan wierzy natychmiast, Piotr potrzebuje czasu.
W tej ewangelicznej scenie odbija się cała nasza współczesna kondycja. Często zapominamy, że przebudzenie – to głębokie „uwierzenie” – nie jest wyścigiem, w którym wygrywa ten, kto pierwszy ogłosi zwycięstwo. To intymny proces, który ma swoje własne, nietykalne tempo.
[ Niniejsze refleksje stanowią osobisty komentarz i rozwinięcie myśli zawartych w filmie ojca Grzegorza Kramera pt. „Szanuj tempo” z 27 grudnia 2025 roku. Słowa ojca Grzegorza stały się dla mnie impulsem do głębszego spojrzenia na to, jak traktujemy procesy zachodzące w nas samych i w ludziach, których spotykamy na progu ich własnych „pustych grobów”. To zaproszenie do duchowej dojrzałości, która przejawia się w cierpliwości. ]
Szacunek dla snu
Często pojawia się w nas gwałtowna, niemal inwazyjna potrzeba dzielenia się własnym odkryciem. Chcemy potrząsać innymi, budzić ich, wskazywać na pusty grób jako ostateczny dowód. Tymczasem mądrość polega na zrozumieniu, że jeśli ktoś jeszcze śpi, to nie naszym zadaniem jest wyrywanie go ze snu na siłę.
Każdy ma swój unikalny moment wejścia do wnętrza grobu. Próba przyspieszenia cudzego przebudzenia bywa często bardziej przejawem ego, które szuka potwierdzenia własnej racji, niż autentycznej miłości. Prawdziwa duchowość daje przestrzeń na to, by Piotr mógł pozostać Piotrem, a Jan Janem. Szacunek dla cudzego tempa to jedna z najtrudniejszych lekcji pokory, jakiej możemy się nauczyć.
Grób jako miejsce śmierci ego
Gdzie tak naprawdę wchodzą ci dwaj uczniowie? Można to odczytać jako wejście w przestrzeń, w której umiera ego. Pusty grób to nie tylko brak fizycznego ciała, to miejsce, w którym kończy się możliwość chowania za bezpiecznymi schematami. Nie ma już mistrza, którego można dotknąć i na którym można oprzeć się w sposób zewnętrzny. Zostaje pustka, która konfrontuje człowieka z samym sobą.
W codziennej drodze często szukamy zewnętrznych autorytetów, nauczycieli, którzy podadzą nam gotowe formuły. Ale pusty grób jest znakiem, że czas wziąć odpowiedzialność za własne wnętrze. Pojawia się tu niezwykła wzajemność, przypominająca tajemnicę Bożego Narodzenia: my opiekujemy się tym delikatnym światłem w nas, a Ono opiekuje się nami. To nie jest relacja poddaństwa, lecz żywy, pulsujący proces współistnienia.
Cienie nauczycieli i blask pokory
Nawet najbardziej pokorni przewodnicy mają swoje cienie. Uznanie tego faktu nie jest aktem krytyki, lecz wyrazem dojrzałości. Można poczuć głęboki rezonans z drugim człowiekiem właśnie poprzez wspólną pokorę.
Pokora nie oznacza braku pewności siebie, lecz świadomość, że wszyscy stoimy na różnych kamieniach tej samej rzeki. Nikt nie jest wyżej, nikt nie jest niżej. Interpretacje mogą się różnić, ale punkt styku pozostaje niezmienny: jest nim szacunek do Tajemnicy i do drugiego człowieka, który stoi obok nas.
Jedno źródło, wiele odbić
Ostatecznie, czy widzi się głębię od razu, czy dopiero mozolnie jej szuka, stoi się przed tym samym zjawiskiem. Pusty grób nie daje dowodów, które można zamknąć w logicznym równaniu. On daje zaproszenie.
W tym wspólnym fraktalu poszukiwania każde spojrzenie wzbogaca całość. Różne perspektywy i refleksje to tylko odpryski tego samego światła. Najpiękniejsze jest to, że nie musimy się we wszystkim zgadzać, by czuć tę samą energię. Wystarczy stanąć obok siebie przed tą pustką i pozwolić, by wypełniła nas tak, jak tego w danej chwili potrzebujemy.
